Koncert Queen w Polsce - Rock In Wroclaw Festival - Wrocław - 07.07.2012
Cóż to był za emocjonujący dzień. Od rana zapowiadał się, że będzie piękny, słoneczny i upalny. I taki dosłownie był. Dzień długo wyczekiwany toteż wszystko musiało być perfekcyjnie przygotowane, nie mogło być żadnych niespodzianek, które mi przeszkodzą w dotarciu pod stadion, żadnej awarii samochodu, żadnego drogowego zdarzenia, szczególnie na szybkiej A4. Po koncercie niech się dzieje co chce, ale broń Boże przed.
Wyjechałem przezornie wczesnym rankiem, tak aby był czas na załatwienie jakichś problemów gdyby się pojawiły. Moje obawy były uzasadnione bo jak się okazało, nie wszyscy mieli dane spokojnie dotrzeć na koncert. Po drodze przed Wrocławiem na A4, była dosyć poważna kolizja 2-3 samochodów. Po fanclubowych koszulkach Queenu łatwo się było domyślić, że byli to fani zmierzający na koncert. Empatia to odpowiednie słowo - doskonale rozumiałem stan emocjonalny tych ludzi w jakim się teraz znajdują. Nie chciałem podzielić ich losu. Szczęśliwie jakoś udało się dojechać na miejsce. Pozostało tylko cierpliwie czekać jakieś 7 godzin nim otworzą bramki i zaczną wpuszczać ludzi na stadion i kolejne 4 godziny, aż Queen w okrojonym składzie wyjdzie na scenę.
Pomijając poważne, większe i mniejsze błędy organizacyjne, które podniosły poziom adrenaliny osobom z wydrukowanymi e-ticketami (w tym mnie), pomijając brak doprecyzowań w regulaminie odnośnie aparatu i obiektywów (skutkiem czego sfotografowałem przypadkiem ;) magiczną łapę ochroniarza na niestety ostatniej fotce tego wieczoru), oraz te cholerne zasłaniające scenę odsłuchy, które przeszkadzały w robieniu zdjęć, zespół Queen stanął na wysokości zadania i rozlał miód na moje skołatane serce.
Zdaję sobie dobrze sprawę, że Queen bez Freddiego to nie to. Ale też nie jestem takim purystą, aby nie docenić tego, że Adam Lambert o dziwo dał radę i udźwignął niesamowity ciężar wokalny repertuaru Queen. Ponadto, być może była to moja ostatnia szansa, aby obejrzeć Briana Maya i Rogera Taylora na żywo razem na scenie, usłyszeć jedyne w swoim rodzaju brzmienie legendarnej gitary Briana "Red Special" oraz gry na bębnach Rogera, oraz przeżyć cząstkę (promil) tej atmosfery jaka panowała na koncertach w czasach kiedy Queen był na topie.