Queen w Krakowie - Kraków Arena - 21.02.2015
Trzy lata temu we Wrocławiu byłem na pierwszym koncercie Queen+ w Polsce. Do Krakowa udalem się aby odświeżyć wspomnienia i ponownie dać się ponieść emocjom, zupełnie nie spodziewając się tego, że artystycznie, widowisko swoją genialnością przebije poprzednie.
Koncert był dopracowany w każdym najmniejszym punkcie, począwszy od oświetlenia, nagłośnienia, mocnego i czystego brzmienia, a kończąc na ... schowanych odsłuchach, które nie zasłaniały widoku sceny tak jak we Wrocławiu.
Zespół zagrał dobrze wszystkim osłuchane hity, ale też nie zapomniał o tych mniej znanych utworach z początku lat 70 jak 'Stone Cold Crazy', 'Seven Seas Of Rhye' czy 'In The Lap Of The Gods ... Revisited' - świetnego utworu koncertowego (nieco później pojawiły się także nawiązania do 'Nevemore', 'Don't Try Suicide' i 'Body Language' zagrane podczas części solowej na basie). Nie zabrakło lekko kiczowatej teatralności podczas 'Killer Queen' - ale na szczęście był to tylko epizod, który szczerze nie za bardzo przypadł mi do gustu ;)
Charakterystycznym i bardzo sentymentalnym punktem koncertu była część, gdy Brian May na początku wygłasza krótką przemowę wtrącając kilka miłych słów po polsku. Następnie rozpoczyna grać akustyczne 'Love Of My Life' podczas którego pojawia się na ekranie sam Freddie Mercury dyrygując rozentuzjazmowaną i rozśpiewaną publicznością, która uczciła w tym samym momencie jego pamięć morzem rozświetlonych komórek i święcących pałeczek.
Co by nie pisać, nic nie odda magii tego wieczoru. Należy podziękować chłopakom za kolejną możliwość przeżycia dobrej zabawy i ucieczki od trosk i codzienności, przy uniwersalnych i ponadczasowych utworach, czego dobrym dowodem był przekrój wiekowy publiczności.